wiele razy wyobrażałem sobie, jak zmierzam się z napisaniem o naszym pierwszym spotkaniu
bardzo dziwne uczucie, to tak jak gonienie marzenia
kiedy udaje się je zrealizować pojawia się satysfakcja, ale i rodzaj pustki
nic nie przychodzi mi do głowy, a słowa wydają się uciekać
wiem, że był to listopad
piątek, późne popołudnie
zdaje się, że 2005 rok
trzeci już chyba rok studiów, nie pamiętam jakie miałem zajęcia, często piątki były wolne, ale wtedy z czegoś wracałem
idąc na dworzec autobusowy wstąpiłem do kościoła Kapucynów
lubię jego zapach: pasty do kamiennych podłóg, środka do czyszczenia drewna, kadzideł, zmiętych myśli, szeptanych fraz modlitw
lubię jego wysokie, wąskie okna, drewniane skrzypiące ławy
często do niego wstępowałem,klękałem w jednych ostatnich rzędów po lewej stronie od głównego wejścia i próbując się modlić myślałem o tym wszystkim czego nie wiem, co chcę, a czego nigdy nie doświadczę
jest taki utwór myslovitz z płyty "skalary. mieczyki. neonki" nazywa się czerwony notes, błękitny prochowiec
w nim pada jedna fraza - tamta dziewczyna, która w kościele siedziała w ławce
w irracjonalny sposób zawsze myślę o tym kościele, kiedy tylko słyszę ten tekst
ale wracając do tematu
wyszedłem z kościoła. głodny. nie fizjologicznie. nie smakiem
głodny myślami, powonieniem, wzrokiem, wyobraźnią
wtedy już nie było perfumerii w domach centrum, udałem się do Marrionaud - już nie ma tjej perfumerii, podobnie, jak wielu miejsc, które karmiły moją szczeniacką wyobraźnię
nie pamiętam, czy to ja go zaczepiłem, czy zostaliśmy sobie przedstawieni
wiem, że jak tylko go poczułem na skórze, to wszystko inne przestało istnieć
głód się wzmógł
minęły pierwsze euforyczne, bardzo złudne chwile fascynacji, a ja czułem, że mam go niedostatecznie dużo, za mało o nim wiem, nie czuję tak jakbym chciał, jest jakby mój, ale gdzieś daleko, stanowczo zbyt daleko
temu wszystkiemu towarzyszyło irracjonalne poczucie nie tyle szczęścia wymieszanego z podnieceniem, co poczucia, że on jest tym czego tak długo szukałem
że poznaję go świadomie
a on nieskrępowanie obnaża moją tożsamości, przełamuje sztywną barierę intymności
nazywa to wszystko, o czym myślę, a ja gubię się w nim. nie stawiam oporu, poddaję jego kolejnym brzmieniom
takie było nasze pierwsze spotkanie
szedłem przez stare miasto, oświetlone miękkim światłem latarni, a dookoła mnie był Dior Homme
zacząłem szukać o nim informacji
znałem męskie kolekcje Diora - nienawidziłem ich za przesadnie szczupły obraz mężczyzny, uwielbiałem detale i charyzmę płaszczy, marynarek, białych koszul
to było zderzenia dandysa i obrazu no właśnie, kogo....
trudno mi to zdefiniować było w tym coś z rurek , jakie nosili punkowcy, z ich buntu i sprzeciwu, było coś z obrazu heroinowych ikon i postaci, coś z obrazu rockowych gwiazd takich jak Stonesi, jak Cobain, ale też odniesienia do bohemy, do więźniów czasów, które odeszły
tylko to było czyste, nienaganne, nie było w tym niepokoju i szukania na oślep
a zapach - Slimane określił go jednym słowem - nonszalancki
on wypełniał przestrzeń, tych wszystkich idealnie skrojonych sylwetek
dzięki niemu stawały się bardziej niepokorne, obecne swoją nieobecnością, liryczne, przestawały być płaskie
Towarzysząca zapachowi kampania zdjęciowa to jedna z najbardziej spójnych kampanii i jeden z najbardziej prawdziwych projektów marki Dior
to nie jest prosty obraz melancholii, to nie jest ani sentymentalizm, w tym jest tęsknota, trudna do określenia i zdefiniowania
Slimane dał temu zapachowi duszę
najczyściej pachnie noszony do białych koszul i ciemnych marynarek
kocha ascezę, mucha jest dla niego fanaberią, którą toleruje, ale nie zawsze
oddycha całym sobą, kiedy rozpinamy koszulę i patrzymy na świat późnym wieczorem stojąc w uchylonym oknie
kiedy tęsknimy wydaje się pachnieć mocniej
kocha czerń i biel
nie ucieka od fioletu
wszak oparty jest na nucie irysa skontrastowanego z kakao
świetnie czuje się w blasku kryształowych żyrandoli, czystej białej pościeli i pokojach o wysokich sufitach
z podobną mocą kocha przestrzeń przykrytych całunem nocy parków